Starcia wyjazdowe z Evertonem nigdy nie były dla Chelsea łatwymi przeprawami. The Blues wielokrotnie ulegali magii Goodison, a gospodarze mieli nadzieję że dzisiaj będzie podobnie.
Od początku spotkania widać było jednak, że gra nie klei się podopiecznym Franka Lamparda. The Blues posiadali piłkę, ale niewiele z tego wynikało, grali zbyt wolno, byli zbyt przewidywalni i nie potrafili tworzyć sobie szans. Brak nominalnego skrzydłowego na prawej stronie (w tej roli Havertz) również robił swoje.
Wtem bramkę dla Evertonu zdobył Gylfi Sigurdsson – wykorzystał on rzut karny podyktowany za faul Edouarda Mendy’ego na Calvercie-Lewinie. Angielski napastnik sprytnie odnalazł się w polu karnym i lekko dotknął piłkę, zdając sobie sprawę że pędzi w jego kierunku rozpędzony bramkarz The Blues. Decyzja arbitra mogła być jedna i była nią jedenastka.
Od tego momentu Chelsea próbowała wyrównać, jednak kolejne ataki pełzły na niczym. The Blues mieli problemy choćby z oddaniem groźnego strzału, nie mówiąc już o umieszczeniu piłki w siatce. Goście posiadali piłkę, jednak nic z tego nie wynikało.
Druga połowa wyglądała bardzo podobnie, a Frank Lampard niespecjalnie chciał wprowadzać zmienników – na murawie pojawił się tylko Tammy Abraham, który zastąpił Kaia Havertza. Niemiec nie rozgrywał najlepszego spotkania w karierze, to pewne. Dopiero na dziesięć minut przed końcem byliśmy świadkami drugiej zmiany – tym razem Billy Gilmour zmienił Mateo Kovacicia. Chorwat również nie ma prawa być zadowolony z dzisiejszego meczu.
Do końca meczu nie wydarzyło się już nic godnego uwagi. Chelsea ponosi klęskę po długiej serii bez porażki i trudno znaleźć wytłumaczenie takiego wyniku. Everton nie zagrał dzisiaj wybitnie, to goście zagrali poniżej oczekiwań. Frank Lampard będzie musiał znaleźć przyczyny porażki, bowiem przed drużyna kolejne trudne spotkania.